DLA DZIEWCZĄT

Cykl “Rozmowy z Elą” to forma odpowiedzi na najbardziej nurtujące, a zarazem trudne pytania. Autorem cyklu jest siostra Marianna ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Loretańskiej.

Życzymy miłej i pouczającej lektury!

ROZMOWY Z ELĄ - cz. I

Siostro, siostro… Szczęść Boże!

A, to ty, Ela! Szczęść Boże! Czemu tak pędzisz?

 Ah…, bo nie mogę siostry dogonić…

Masz jakąś sprawę?

Tak. Czy ma siostra chwilę czasu?

Zbyt wiele nie mam, ale na chwilkę możemy usiąść. Patrz, tu jest ławka, a kącik dość zaciszny, wśród zieleni…

Dobrze. Ja też nie mam zbyt wiele czasu, bo jutro egzamin. Muszę się jeszcze trochę pouczyć.

Słucham. Co ci tam leży na sercu? Jakiś chłopak może…?

Nie, to nie to… Znam siostrę już miesiąc, ale nie znam i nie rozumiem życia, jakie siostra prowadzi. Jest takie inne od naszego życia – życia zwykłych świeckich ludzi… Czy siostra może poopowiadać mi trochę o życiu zakonnym?

Czemu nie? A co cię najbardziej interesuje?

dalszy ciąg rozmowy

Myślę, że będziemy musiały się chyba spotkać kilka razy, tak wiele mam pytań. A dziś, niech mi siostra powie, jak to się stało, że jest siostra w klasztorze? Niepowodzenie w pracy? Potknięcie na studiach? Czy zawiedziona miłość?

Rzeczywiście, tak często ludzie myślą. Ale nie da się poświęcić życia Bogu z takich motywów. U mnie najpierw było bardzo konkretne spotkanie z Chrystusem i Jego miłością na modlitwie.

Czy to znaczy, że nie można przyjść do klasztoru dlatego, że spotkało się fajną siostrę albo podoba się strój zakonny?

Przyjść można. Czasem nawet Pan Bóg i takim motywem się posłuży… Ale wybór dokonany przez wstępującego do klasztoru jest zawsze weryfikowany przez wspólnotę. Jeśli tylko ziemskie motywy przywiodły kogoś do klasztoru, to prędzej czy później się to ujawni. Nie można, Elu, służyć Bogu w klasztorze, jeśli się Go nie kocha szczególną miłością i jeśli się Go nie wybrało.

Ale ja słyszałam, że ktoś poszedł do klasztoru, bo mu się rozleciał kontakt z kimś, kogo bardzo kochał…

Tak może być. Wspominałam już, że Pan Bóg może się posłużyć każdą okolicznością życia, by ukierunkowywać ludzkie wybory. Ale Bóg przede wszystkim daje wewnętrzną łaskę zwaną powołaniem, która potem pozwala przezwyciężać wszelkie trudności.

To w życiu zakonnym są trudności? Nawet wtedy, gdy się wybiera tak szczególnie Chrystusa?

W każdym życiu są trudności, bo człowiek nie jest doskonały, a świat ma swoje prawa. Bóg natomiast prosi o wytrwanie w Jego miłości. Podobnie w życiu małżeńskim są trudności. W każdym powołaniu – bo życie małżeńskie też jest powołaniem – trudności te polegają głównie na dorastaniu do miłości prawdziwej. Jest to trudny proces, jeśli chce się pozostać wiernym swoim przyrzeczeniom i zobowiązaniom.

Ale przecież ludzie zawierają związek małżeński z miłości! Już chyba nie ma tzw. małżeństw z rozsądku, albo bardzo rzadko…

Tak, wybierają się wzajemnie, poznają się, decydują w sposób wolny, ale człowiek, aby być dojrzały w miłości musi wiele przeżyć, wiele przemodlić, wiele wycierpieć… Szczególnie teraz dorastanie do dojrzałej miłości jest trudne, bo większość rodziców nie uczy dzieci ofiarności, wyrzeczeń dla drugiego człowieka, stara się raczej zaspokoić każdą zachciankę dziecka. Rodzice teraz najczęściej niewiele od dzieci wymagają, albo źle wymagają, nie uczą też dzieci odpowiedzialności…

I co wtedy?

Wtedy wyrastają ludzie słabi, dla których pierwsza trudność w małżeństwie stawia pod znakiem zapytania cały związek z drugim człowiekiem. Jeśli się spotkają po ślubie takie dwa egoizmy, to trzeba cudu, aby ich małżeństwo się ostało, a ich wzajemna miłość rozwinęła.

My tu gadu gadu o małżeństwie, a jak to wygląda w życiu zakonnym?

Człowiek słaby wewnętrznie, a więc słaby w prawdziwej miłości, będzie miał również więcej trudności w życiu zakonnym, niż ktoś wychowany w atmosferze życzliwości i ofiarności w rodzinie. Ale oczywiście Bóg, który daje powołanie, jest zdolny i z niego uczynić doskonałe narzędzie do wypełniania Jego woli i głoszenia Jego chwały.

Czy taki człowiek może coś zrobić, aby miał mniej trudności, gdy przyjdzie do zgromadzenia zakonnego?

Po prostu człowiek, który słyszy wezwanie Boże, musi je poważnie potraktować. I już wtedy ukierunkowywać swoje życie na miłość, służbę, ofiarność, życzliwość. Jeśli tego nie było w domu rodzinnym, to musi prosić Boga o pomoc i wziąć się za samowychowanie, które jest koniecznym etapem wewnętrznego rozwoju.

A co to jest samowychowanie?

Człowiek w miarę upływu lat życia widzi, jakie są jego główne wady, słabości, złe kierunki działania i myślenia i zaczyna od siebie wymagać, walczyć z nimi, robić postanowienia, realizować je, szukać sposobów na przezwyciężenie cech najbardziej przeszkadzających w drodze do Boga i w kontakcie z bliźnimi.

Siostro, a czy trzeba być doskonałym, nadzwyczajnym, świętym, aby być przyjętym do klasztoru? Jakie cechy są wymagane?

Ludzie przychodzący do klasztoru są zwykłymi ludźmi. Różnią się od innych jedynie łaską powołania, której owoce nie zawsze są od razu widoczne na zewnątrz. Stąd na początku jest czas na zastanowienie się, czy dana osoba może podjąć takie życie. Są też pewne znaki, które często się sprawdzają – zamiłowanie do modlitwy, do skupienia, do osobistej rozmowy z Bogiem. Powinna być w człowieku powołanym do życia konsekrowanego pewna elementarna zdolność do wierności, bo przecież później musi dotrzymać słowa, jakie da Bogu poprzez złożenie ślubów.

A więc nie ma jakichś takich wyśrubowanych wymagań? Takie przekonanie, że do klasztoru idą wyjątkowi, chyba utrudnia decyzję tym, którzy zastanawiają się nad taką drogą życia…

Z reguły w klasztorze daje się każdemu szansę na to, by ukazało się jego powołanie – to szczególne wezwanie od Boga, jakie otrzymał, aby mógł tu przyjść.

I siostry wybierają sobie te, które zostają?

I tak, i nie. Życie samo staje się egzaminem. Jeśli ktoś nie jest w stanie z jakiegoś powodu zachować któregoś ze ślubów, to okaże się to w czasie poprzedzającym złożenie ślubów wieczystych. Podobnie z niezdolnością do życia wspólnotowego, które jest bardzo ważnym elementem życia zakonnego. Ale, jak widzisz, wszystko to wchodzi w zakres rozwoju prawdziwej, dojrzałej miłości. Trzeba uczyć się być odpowiedzialnym za siebie i za innych.

Mówiła siostra o czasie na zastanowienie. Więc to nie jest tak, że od razu po przyjściu dziewczyna ubiera się w habit i jest prawdziwą siostrą zakonną…

Może należałoby to jeszcze inaczej określić. Ktoś, kto ma powołanie i z miłością na nie odpowiada przed Bogiem, ten jest prawdziwym powołanym od początku, czyli można powiedzieć – jest w sensie wewnętrznym prawdziwą siostrą. Ludzie ustalili jednak pewne etapy. Musi być czas próby, gdyż życie w klasztorze jest inne od tego, jakie młody człowiek prowadzi przed wstąpieniem do klasztoru. Trzeba też sprawdzić autentyczność powołania.

To co jest najpierw po wstąpieniu?

Najpierw jest czas zwany kandydaturą, inaczej aspiratem. Z reguły wtedy kandydatki chodzą w swoim stroju świeckim, przyglądają się życiu zakonnemu uczestnicząc w modlitwach i codziennych zajęciach, wchodząc w tradycje i historię danej rodziny zakonnej. Potem, jeśli nie ma przeszkód, jest okres zwany postulatem. W tym czasie jest już pewien strój klasztorny, odróżniający postulantkę od kandydatki, ale obowiązki pozostają podobne – poznawanie duchowości wspólnoty i włączenie w modlitwę i prace. Następnie, jeśli wspólnota wypowie się pozytywnie o postulantce, zaczyna się czas zwany nowicjatem, kiedy młoda osoba uczy się żyć ślubami, jeszcze tych ślubów nie złożywszy. Jest to też głębsze studium duchowości, pogłębienie intelektualne wiedzy o Kościele, o liturgii, o ascezie, czas pracy nad sobą intensywniejszej niż w poprzednich okresach. Nowicjat z reguły trwa dwa lata. Po nowicjacie, jeśli widać rozwój osoby i chęć podjęcia życia zakonnego, nowicjuszka składa pierwsze śluby na rok i odnawia je co roku przez pięć lat. To czas nazywany junioratem. Obowiązki są z reguły już poważniejsze, sporo jeszcze nauki najczęściej w kierunku podejmowanego apostolstwa. I dopiero wtedy, po pozytywnej opinii wspólnoty i na prośbę juniorystki, następuje złożenie ślubów wieczystych. Potem już tylko pozostaje stałe czuwanie, czy miłość do Jezusa nie wygasa…

A co wtedy, kiedy wspólnota powie, że nie chce danej kandydatki, nowicjuszki czy juniorystki? Albo jak ona sama zrezygnuje…

Po prostu następuje rozważne rozeznanie powołania – czy jest ono prawdziwe, czy przypadkiem ten człowiek nie ucieka w życie zakonne. Jeśli motywy najgłębsze są nieprawdziwe, czyli jeśli dana osoba nie pragnie poświęcić się Bogu ze względu na Niego, na Królestwo Boże, to trzeba sprawę przemyśleć na nowo i spokojnie odejść z przekonaniem, że bez powołania nie będzie się szczęśliwym w życiu zakonnym. Widocznie Pan Bóg chce szczęścia tego człowieka na innej drodze.

Ale to jakoś tak strasznie – odejść sobie…

Dopóki nie są złożone śluby wieczyste, to swobodnie można opuścić wspólnotę zakonną. Trzeba być bardzo uczciwym w rozeznawaniu powołania. Na pewno jest to wielkie przeżycie, kiedy się odczyta, że to nie jest moje miejsce, ale lepiej odejść wcześniej i w dalszym ciągu szukać swojej właściwej drogi, niż złożyć śluby wieczyste i potem uciekając zrywać przymierze z Bogiem, raniąc jednak Jezusowi Serce, albo nawet trwać w życiu zakonnym, będąc byle jaką siostrą – to też nieuczciwe wobec wspólnoty.

A rodzina, sąsiedzi, środowisko…?

No tak. Pokutuje u nas takie przekonanie, że to wstyd wrócić z klasztoru czy seminarium. Owszem, wstyd, tak jak mówiłam, ale po ślubach wieczystych. Przed złożeniem ostatecznej profesji jest ciągle czas na decyzję. Trzeba przygotowywać swoje rodziny, środowiska. Wyjaśniać to nieporozumienie. Wtedy i oni lepiej pomogą, bo po takim powrocie z reguły trzeba przede wszystkim wielkiej modlitwy, by przeżywająca trudność osoba mogła znowu odnaleźć duchową równowagę. Ważne jest zastanawianie się, co właściwie temu drugiemu człowiekowi pomoże najbardziej: czy nasze gadanie, wypytywanie i sądzenie go, czy raczej życzliwość i modlitwa. Gdybyśmy bardziej mądrze współodczuwali z drugim człowiekiem, to byłoby mniej cierpienia.

O, jak ten czas leci! A siostra takie ciekawe rzeczy mówi… Muszę już iść, ale… Czy mogłybyśmy się jeszcze spotkać?

Oczywiście, jeśli tylko chcesz. Umówmy się tutaj za tydzień. Pasuje ci ten termin?

Jasne! Do zobaczenia.

Z Bogiem!

dalsze części

cz. II

cz. III

cz. IV

cz. V

cz. VI