Rozmowy z Elą – cz. II

Szczęść Boże! Już siostra czeka?

Tak, nie lubię się spóźniać, bo jest to dla mnie sprzeczne z miłością bliźniego – marnuje się czyjś czas. Ale jak egzamin, Ela?

Bardzo się zdziwiłam, ale poszedł nadzwyczaj dobrze. Modliłam się o zdanie go… Siostro, czy to nie jest zbyt przyziemna intencja?

Myślę, że nie, jeśli jednocześnie przygotowujesz się do tego, że z jakichś powodów Pan Bóg może tej prośby nie wysłuchać oraz że zdanie tego egzaminu widzisz w szerszym kontekście twojego życia, a nie tylko doraźnie. Ja też się modliłam, by zdanie tego egzaminu przyczyniło się do twojej większej świętości.

Do większej świętości? Ależ to był egzamin z zarządzania przedsiębiorstw!?

I cóż z tego? Wszystko to, co jest włączone w realizację twego powołania, czyli woli Bożej w twoim życiu, jeśli jest wykonane dobrze i z miłością, to przyczynia się do wzrostu twojej świętości!

Aż tak szeroko nie myślałam…

To nic. Człowiek musi całe życie czuwać i pracować nad oczyszczaniem intencji. Jest to pewna konieczność, bo gdy idziemy drogą naszego życia wszystko z czasem się przykurza, pokrywa pyłem drogi. Zagraża nam przyzwyczajenie nawet do rzeczy najświętszych, jakaś taka dziwna rutyna. Trzeba więc wszystko odświeżać, odnawiać…

Siostrom zakonnym to chyba nie grozi…?

Oj, grozi, grozi… Właśnie przy częstych spotkaniach z Jezusem musimy bardzo uważać, żeby nie stał się On takim jakby naszym „kumplem”, bo jest przecież Bogiem transcendentalnym…

A jak wygląda modlitwa sióstr?

Modlitwa wspólna ma określone ramy w sensie czasu i formy. Modlitwa indywidualna jest wielką wolnością ducha, bo mogę się modlić kiedy chcę, za kogo chcę, ile razy chcę i jak chcę. Mogę się modlić zawsze, w każdej sytuacji…

Ale czy to jest możliwe?

Pan Jezus powiedział: «Czuwajcie i módlcie się w każdym czasie» (Łk 21, 36). Przecież nie mógł wymagać od nas rzeczy niemożliwych.

A jak to praktycznie zrealizować…? Przecież siostry też chyba nie przebywają cały czas w kościele na klęczkach.

Nie, mamy również pracę. Czasem nawet bardzo dużo pracy. Mamy posiłki, czas na odpoczynek i na pobycie ze wspólnotą.

Więc jak siostra modli się stale?

Po prostu staram się pamiętać o obecności Boga, który jest przy mnie, patrzy na mnie z miłością i cały czas troszczy się o moje zbawienie wieczne, a także staram się zwracać się do Niego często.

O! Gdyby o tym pamiętać, to człowiek by mniej złych rzeczy zrobił…

No właśnie, choćby to… A przecież można się w pamiętaniu o Bożej obecności ćwiczyć…

Ale, siostro… czy to jest modlitwa?

Jest to taka bardzo prosta modlitwa, bo przecież w modlitwie chodzi o kontakt z Bogiem.

Niech mi siostra powie, jaka jest właściwie definicja modlitwy?

Na religii uczyli mnie, że modlitwa to rozmowa z Bogiem. Ale później dojrzewając w wierze, przechodząc różne etapy modlitwy, stwierdziłam, że to jest nieprecyzyjne określenie. Natomiast św. Teresa z Avila mówiła, że modlitwa jest rozmową z Tym, o którym wiemy, że nas kocha. Ale przecież czasem modlitwą jest słuchanie…

A kiedy się nic nie słyszy?

Mogą być różne tego przyczyny – i zawinione, i nie zawinione. Czasem zmęczenie, trudne przeżycia, niedospanie, jakiś bunt. Czasem jest to przechodzenie na wyższy etap rozwoju wewnętrznego. Najbardziej byłoby to niebezpieczne wtedy, gdyby ten stan był wynikiem jakiegoś zagłuszenia sumienia, uniewrażliwienia go przez trwanie w jakimś poważnym nieładzie moralnym. Zawsze przyglądając się przyczynom moich trudności w modlitwie zaczynam od takiego sprawdzenia, czy nie są one skutkiem jakiegoś grzechu, częściowego choćby odwrócenia się od Boga.

Ale modlitwy ustne, to jest na pewno zbyt niski poziom dla sióstr…

Wcale nie. Modlitw ustnych nie można szacować nisko. Są one świetną pomocą właśnie szczególnie w sytuacji, gdy inny rodzaj modlitwy z powodu zmęczenia, zdenerwowania czy jakichś innych przeżyć zupełnie nie wychodzi. Poza tym są szkołą modlitwy wewnętrznej.

Jak to szkołą?

Tak. Wgłębiając się w słowa modlitw recytowanych uczymy sposobu formułowania próśb zanoszonych do Boga własnymi słowami. Uczymy się z nich o co i  jak Boga prosić. Szczególnie, gdy są to modlitwy podane przez Pismo Święte, przez samego Jezusa czy modlitwy ludzi świętych.

A ja myślałam, że to takie recytowanki  pozbawione głębszego znaczenia…

Nie. Jest to bardzo ważny sposób modlitwy. Oczywiście powinna mu towarzyszyć świadomość co i do Kogo mówimy. Bo inaczej to rzeczywiście będą recytowanki…

Siostro, to w takim razie czym są modlitwy wspólne?

To takie jakby „baczność” przed Panem Bogiem, by powiedzieć Mu, że jesteśmy, że czuwamy, że błagamy Go za cały świat, szczególnie za tych, co Go nie znają lub nie chcą znać, za tych, co są w niebezpieczeństwie, przeżywają cierpienia itd.

To znaczy, że osoby duchowne to jakby takie wojsko Boże…?

W pewnym sensie – tak. Tak to rozumiał św. Maksymilian Kolbe zakładając Rycerstwo Niepokalanej. I chciał włączyć w to nie tylko zakonników, ale także osoby świeckie. Mówił, że odmawianie różańca to „strzelanie do diabła”. W duchowości św. Benedykta nie ma wyraźnego porównania do zastępu żołnierzy, ale określa on modlitwę liturgiczną jako służbę Bożą, a posłuszeństwo nazywa zbroją.

A co jest najistotniejsze w tym, z boku patrząc, suchym recytowaniu psalmów?

Jak we wszystkim – najważniejsza jest miłość i intencja oraz świadomość tego, co Kogo mówimy. Z tego wypływa odpowiednia postawa zewnętrzna. Nie ma tu mowy o nonszalancji: ręce założone lub w kieszeniach! Zresztą, jak człowiek naprawdę właściwie myśli o Bogu, to niejako automatycznie jego postawa wyraża uwielbienie, cześć, poddanie się i pokorę wobec Boga. A potem moja właściwa postawa pomaga modlić się innym.

Czasami zastanawiam się, jak siostry mogą wytrzymać tak nieruchomo w klęcznikach tyle czasu?

To nie jest sprawa wytrzymywania. Św. Benedykt przychodzi nam z pomocą poprzez porównanie wzięte z życia: jeśli chcemy prosić o coś jakiegoś dostojnika i bardzo nam na sprawie zależy, to wiemy i jak się zachować, i co powiedzieć, czasem się nawet zdarza, że ludzie przynoszą prezenty albo i łapówki, by sobie go zjednać. Gdy zaś w grę wchodzi Ktoś, kto rządzi całym światem, to już zupełnie nie wiedzą, co wypada mówić czy robić.

To chyba sprawa wiary?

Właśnie. Ciągle brakuje nam żywej wiary. Jeśli nam zależy na jakiejś sprawie i wierzymy, że tylko Bóg może uczynić to, o co prosimy, to naprawdę nie myśli się o klęczniku, bolących kolanach, kręgosłupie czy o mijającym czasie, tylko o Tym, przed Kim klęczymy i co Mu chcemy powiedzieć.

A co siostrze daje odmawiania brewiarza?

Przede wszystkim mam świadomość włączenia się w wielką modlitwę całego Kościoła, w modlitwę tylu ludzi na świecie. Potem jest to radość oddawania czci Bogu w imieniu wszystkich ludzi, tych co nie mogą teraz albo nie chcą się modlić. Nawet w imieniu świata zwierząt i roślin… Użyczamy im niejako naszych ust… Modlę się też tymi samymi psalmami, którymi modlił się Chrystus.

A tak dla siebie, osobiście…?

Brewiarz jest dla mnie pomocą w refleksji nad życiem, wsparciem całodziennego rozmyślania o Bożej obecności, Jego dziełach i Jego działaniu w świecie. Ojciec Thomas Merton mówił, że brewiarz jest jak wielka łąka pełna kwitnących kwiatów. Nie muszę od razu zrywać wszystkich. Za każdym razem, gdy się modlę to tak, jakbym szła spokojnie przez tę łąkę i zrywała te kwiaty, które są mi potrzebne do „dzisiejszego wazonu” czyli jakaś myśl mnie z jakiegoś powodu porusza szczególnie akurat dziś i właśnie ją sobie dziś dla siebie biorę i rozważam. Innego dnia – inną. Dla mnie poranny brewiarz staje się także częścią aktu poświęcenia całego dnia Bogu.

To siostry muszą na określoną godzinę iść na na tę wspólną modlitwę?

Nie, nie musimy, tylko chcemy. My chcemy się modlić wspólnie psalmami, a do tego jest potrzebna wyznaczona godzina. Pamiętasz, co Jezus powiedział?

„Gdzie dwaj albo trzej…”

No właśnie. Wspólna modlitwa ma większą moc. Podobnie w rodzinie czy małżeństwie…

Ale nie zdarza się, że siostrze nie chce się iść na wspólną modlitwę?

Zdarza się, bo jestem tylko człowiekiem. Ale pomaga mi świadomość ważności tego misterium, w którym akurat w danej chwili nie chce mi się uczestniczyć. Ona mobilizuje mnie do tego, aby przełamać siebie. Jasne są też dla mnie niebezpieczeństwa wynikające z zaniedbywania modlitwy wspólnej. Nie chcę, by wzrosło we mnie poczucie jakiejś niezależnej od Boga samowystarczalności. Wiadomo – „bez Boga ani do proga”. O mocy modlitwy wspólnej już mówiłam. Zresztą jest to też wyraz miłości do wspólnoty, bo kto będzie śpiewał psalmy, jeśli każdy powie sobie, że nie chce mu się iść na wspólną modlitwę?

A jeśli jakaś siostra nie może przyjść na modlitwę wspólną to ma grzech i już przepadło?

Staramy się tak układać prace i obowiązki, by w modlitwach uczestniczyły wszystkie siostry. Ale jeśli ktoś rzeczywiście nie może, to z reguły uzupełnia tę modlitwę tzn. odmawia tę część brewiarza indywidualnie.

To brewiarz ma części?

Tak. Chodzi u uświęcenie kolejnych godzin dnia. Dlatego nie zblokowuje się całego brewiarza w jednym czasie, tylko rozkłada na różne pory w ciągu doby. Cóż to bowiem byłaby za śmieszna sytuacja, gdyby wieczorem ktoś śpiewał: „Już wstaje słońce promienne”?! Przypomina mi się taka anegdota, jak to pewien proboszcz odmawiał w zimie brewiarz i zimowy, i letni, bo miał kawałek pola i w lecie nie miał czasu na odmawianie brewiarza. Piękne uzupełnianie, ale kompletne niezrozumienie istoty tej modlitwy.

Siostro, ja to mam taki brewiarz dla świeckich…

To wspaniale, możesz więc włączyć się w liturgiczną modlitwę całego Kościoła!

Ale trudno mi go odmawiać w domu, ciągle coś się dzieje, hałas, różne sprawy, pośpiech, rodzeństwo wbiega do pokoju…

Rzeczywiście, w klasztorze bardziej zachowuje się milczenie i skupienie, na ile tylko członkowie wspólnoty się o to starają. To bardzo sprzyja wewnętrznej rozmowie z Bogiem. Milczenie jest niemal cały dzień, a cóż dopiero w czasie modlitw… W domu, szczególnie w mieście, jest dużo gorzej. Można by iść z brewiarzem do kościoła, często teraz są one otwarte w ciągu dnia, czasem mają nawet kaplice nieustającej adoracji Najświętszego Sakramentu.

Ja akurat mam do kościoła parafialnego dość daleko…

A może poprosić rodzinę o przestrzeganie jakichś godzin ciszy w domu. Czasem ktoś sobie urządza w mieszkaniu taki kącik modlitwy, gdzie nikt nie hałasuje. Na wsi można by iść do ogrodu czy do lasku. W najgorszym wypadku poczekać na wieczór, aż się wszystko uciszy i uspokoi, i wtedy odmówić sobie brewiarz.

Pomyślę nad tymi propozycjami, ale dzięki za rady. Czy mogłybyśmy się spotkać raz jeszcze? Dużo się od siostry dowiedziałam.

Tak. Bardzo chętnie. Za tydzień ci odpowiada?

Dobrze, za tydzień. Szczęść Boże siostrze.

Szczęść Boże!